Alicja w Krainie Czarów ***

Alicja w Krainie Czarów ***


Tim Burton starzeje się w świecie, w którym kultura popularna się infantylizuje, marketingowe prawidła mordują wolność artysty, czyniąc z każdego dzieła towar na masową sprzedaż, a nowoczesne technologie (typu zbędny ‚trójwymiar’ wyciągający od każdego widza 4-5 złotych więcej) stają się celem priorytetowym całej produkcji. Człowiek obdarzony taką wyobraźnią i umiejętnością posługiwania się filmowymi środkami, sam tylko na tym cierpi. Cierpi też niestety widz- zamiast „nowego filmu Tima Burtona”, dostaje „nowy film Walta Disneya”- a to jest spora różnica.

Sprytny jest pomysł na fabułę- film zamiast wiernej ekranizacji oryginału Lewisa Carrolla, jest jego nieoficjalnym sequelem. Alicja jest już dojrzałą 19-latką i staje przed problemem niechcianych, zaaranżowanych bez jej zgody zaręczyn. Na moment przed podjęciem ostatecznej decyzji robi unik i trafia do króliczej nory, która okazuje się być portalem do cudacznego świata- w którym już raz ponoć była. Co w nim zastała- wiemy już ze zwiastuna i miliona podobnych recenzji.

Tim Burton zawsze był świetnym designerem fantastycznych światów, ale tym razem go ciutkę poniosło. Nie tyle Krainą Czarów, a raczej Krainą PlayStation jest ten film- głośna,  rozbuchaną i wypełnioną natłokiem nudnych scen akcji podróbką. Znajdź klucz, wypij to, tamto lub siamto żeby być taką, siaką, czy owaką, odszukaj miecz, oddaj go tam i tam. Od nadmiaru „questów” gubią się po drodze postacie- Czerwona Królowa jest raczej groteskowa niż przerażająca, Królowa Biała wymachuje rękami i stroi dobre miny do złej gry, a wszystkie pojawiające się fantazyjne stworzonka jedynie zaliczają efektowne entree i wybiegają gdzieś w siną dal, by starczyło na ekranie miejsca dla kolejnych cudaków.

Zdjęcia Dariusza Wolskiego, efekty specjalne i cała warstwa kostiumowo-scenograficzna są rzeczywiście imponujące, ale też i przesadzone w ilości. Przez nie, nawet najważniejsze postacie wydają się nijakie- tytułowa Alicja (mdła Mia Wasikowska) oraz Kapelusznik i jego platoniczne, za słabo rozwinięte uczucie wobec dziewczyny (ten cholerny Walt Disney Pictures). To pomiędzy tymi bohaterami tu mimo wszystko, iskrzy najbardziej- także dzięki świetnemu J. Deppowi, któremu nawet najbardziej idiotyczny makijaż nie zaniża aktorskiej klasy.

Najgorsza jest z tego wszystkiego chyba świadomość, że niewiele ciekawego z tego filmu wynika. Scenariusza zalicza jazdę obowiązkową „Shreków”, „Potterów”, a przede wszystkim „Narnii”- kolejny raz zagubiona bohaterka w obcym świecie, wyróżniona odwagą, pożytecznym rozsądkiem i w międzyczasie bezpiecznym szaleństwem, staje się wybawicielką od tyranii zła, jakim jest tu wspomniany , grany przez Helenę B. Carter – Krwawy Czerep. Czy nie dlatego finałowa batalia tak bardzo pozbawiona jest napięcia? Na dodatek- że nasza  bohaterka jest kobietą, to w finale stanowi wyraźny manifest i zapowiedź nowego nurtu:  feminizmu.

Byłem w stanie na to wszystko (oprócz nudnych scen na zamku) przymknąć oko. Naprawdę. Dopóki Johnny Depp nie odegrał najgorszej sceny, jaką widziałem u Tima Burtona w życiu- idiotyczna, popowa scena tańca dobiła cały seans. Jego powtórzenie przez Wasikowską 10 minut później spowodowało niemal odruch wymiotny. To jedyne zaskoczenie w trakcie seansu- i to bolesne jak nigdy przedtem.

szymalan

6 Comments

  1. Chyba wszyscy jednogłośnie się zgadzają, że Burton zawiódł na całej linii. Spodziewałam się, nieco ponurej i przepełnionej czarnym humorem nowej interpretacji książki Carrolla, nie tylko nie wyszło, ale film okropnie nudzi w wielu momentach. Scena finałowa – bardzo słaba, coś co powinno stanowić najmocniejszy punkt filmu, okazał się być najsłabszym momentem. Zgadzam się, że Depp wypadł najlepiej z całej obsady. I cieszę się, że Burton w dużej mierze zachował grę słów, która jest tak bardzo charakterystyczna dla stylu Carrolla, gdyby tego zabrakło, to z pewnością nie pozostawiłabym na Burtonie suchej nitki. A i bardzo słaby trójwymiar, który stanowił tu zbędny bajer, niszcząc przekaz sam w sobie. Pozdrawiam =)

  2. Jednym slowem mowisz ze skomercjalizowane? Sam jeszcze nie ogladalem, dopoki nie weszlo do kin to bardzo chcialem…

    Imaginarium dr Pernassusa tez nie jest zbyt Gilliamowskie, a raczej to kolejny film przygodowy z Deppem (lub bez Deppa)

    pozdrawiam

    1. w pewnym sensie tak, choć właściwie każdy film Burtona był komercyjny (ale to zasługa faktu, że samego jego nazwisko świetnie przyciągało sporą publiczność do kin). Tyle tylko, że akurat w przypadku „Alicji” mamy po raz kolejny Burtona idącego na kompromisy, a nie kreaującego autorskie dzieło. Szkoda.
      Zgadzam się również co do Parnassusa.
      pozdrawiam :)

  3. A ja będę inny – pomimo licznych wad, które dostrzega się zaraz po seansie, film przypadł mi do gustu właśnie za sprawą tego, że odbiega od tradycyjnej interpretacji „Alicji (…)”.
    Zgoda, nudne i przydługie sceny – są, 3D – nie wiem po co, ale jakieś jest (jakoś nigdy się chyba na takie wersje filmu nie przestawię i nie będę ich odbierał pozytywnie…), że wiele motywów już było – racja, ale i tak film jako całokształt jest dobrym pomysłem na spędzenie czasu, jeżeli nie mamy pod ręką nic ciekawszego. Po „Gnijącej Pannie Młodej” można było oczywiście wymagać czegoś w tym klimacie i utrzymanego w podobnej konwencji, jednak i tutaj moim zdaniem nie jest tak tragicznie – zawsze może być gorzej ;-)
    No i jeszcze jedno: „Królowa Biała” – tu miałem jednoznaczne skojarzenia z „Narnią”…

Dodaj odpowiedź do szymalan Anuluj pisanie odpowiedzi